Fragment książki Joyce Rupp - "Modlitwa osobista" - wydanej przez Wydawnictwo WAM - 2009
PRZYPŁYWY I ODPŁYWY W MODLITWIE
Dudniący szum
nieskończonego morza
przetacza się
nad małymi, szarymi kamykami
rzuconymi na piaszczystą plażę.
Fala za falą przyciąga
uległe kamyki tam i z powrotem,
tam i z powrotem,
aż zaczynają wznosić głosy
w kamykowej harmoni.
Nagle kamienna muzyka
milknie w chwilowej ciszy,
odpoczywa
w kolebce taktu morza
- pochwycona w przerwie,
nim odwróci się wielka woda,
zabierze je stamtąd,
porwie z przytulnej plaży
ku mglistej ciemności,
głębiom tajemnicy morza.
Tak samo Ukochany zbiera
szare kamyki mojej modlitwy,
porusza stały rytm łaski,
aż moje serce krąży
i toczy się w rytmie miłości.
Jak szare kamienie na plaży
ma dusza tańczy w ruchu,
spoczywając w ciszy,
by podjąć znów
oczyszczającą podróż
w ciemności,
i tam pozostać z ufnością,
czekając na pociągnięcie
ku pocieszenia
gościnnym brzegom.
Joyce Rupp
Wiersz ten będzie zaczynał kolejne fragmenty tej części książki, mimo iż rozważanie za każdym razem bedzie inne.
Mylenie dobrych uczuć z dobrą modlitwą
Kolejną przeszkodą, która powstrzymuje nas przed zaakceptowaniem naturalnego przepływu gór i dolin modlitwy, jest mylenie dobrych uczuć z dobrą modlitwą. Nasz umysł uparcie napełnia fałszywe przekonanie, że gdybyśmy tylko "prawidłowo się modlili", to zawsze odczuwalibyśmy wszechogarniający spokój. Celem modlitwy nie jest jednak prawidłowe modlenie się, czy posiadanie stałych, szlachetnych i inspirujących myśli ani też cieszenie się przyjemną jednostajnością bez doświadczania żadnych rozproszeń. Celem tym natomiast jest prowadzenie zdrowej modlitwy, modlitwy, która nas przemienia.
Niemiecka teolog Dorothee Soelle utrzymuje, że modlitwa polega na wyzbywanie się swojego ego. Innymi słowy w modlitwie coraz mniej skupiamy się na nas samych, a coraz bardziej na tym, Kim jest Bóg, oraz, ujmując słowami Soelle, na tym jak "przeżywamy Boga" w naszym codziennym życiu. Cytuje ona Martina Bubera: "Sukces nie jest imieniem Boga". Dalej nastepuje komentarz Soelle: "Wyzbyć się swego ego oznacza między innymi uwolnić się od przymusu odnoszenia sukcesu".
Ego zawsze pragnie odnieść powodzenie, wierzyć, że może przejąć kontrolę, by wszystko toczyło się dobrze. Chce kierować, determinować, jakie myśli i uczucia są aktywowane, kiedy się modlimy. Nasze "ja" usiłuje nas przekonać, że sukces to kryterium, którym należy oceniać skuteczność modlitwy. Ego pragnie "sukcesu", powstrzymania rytmu przypływów i odpływów, dąży do zapewnienia pocieszenia i pozytywnej reakcji emocjonalnej.
Jeśli uważnie się wsłuchujemy, możemy usłyszeć, jak ego jęczy, gdy kończy się przypływ w naszej modlitwie. Kiedy obecne są emocje, takie jak pustka, zamęt, niepokój, drażliwość, rozczarowanie i smutek, ego zostaje zaalarmowane. Skłania ono nas wówczas do obwiniania siebie, krytyki, kwestionowania i oskarżania. Usiłujemy zrozumieć, co "poszło źle" oraz jak modlić się w taki sposób, by odzyskać umysłowe i emocjonalne reakcje, uznawane przez nas za wartościowe. Tego typu frustracje zawiera list, który otrzymałam drogą elektroniczną:
Kiedy się modlę, "wierzę", że Bóg słucha, ale tylko dwa czy trzy razy w życiu faktycznie "czułam" Jego prawdziwą obecność przy mnie. ZAWSZE zmagam się, aby znaleźć sposób na powrót do tego doznania. Takie doświadczenie Jego obecności zbiegało sie z okresami, kiedy byłam najbardziej potrzebująca i pusta. Może jedno ma coś wspólnego z drugim. Czuję jednak, że powinnam być zdolna do powrotu do Boga - do jego obecności - lecz nigdy tak naprawdę to nie następuje. To bardzo frustrujące. Wykonuję wszystkie ruchy, czytam cały odpowiedni materiał, nawet jeżdżę na warsztaty i rekolekcje; próbuję każdego "rodzaju" modlitwy, o jakim czytałam, itd. Nie mówię, że żadne z moich doświadczeń modlitwy nie było spełniające; niektóre nawet bardzo. Jednak posmakowałam czegoś więcej i chcę tego przez cały czas. Mam teraz stosunkowo "szczęśliwy" czas w moim życiu; życie układa mi się dobrze. Wydaje się, że teraz trudniej niż kiedykolwiek jest mi znaleźć się "blisko" Boga.
Kiedy odpowiadałam na list tej kobiety, zachęcałam ją, żeby wyzbyła się chęci sprawienia, by jej więź z Bogiem funkcjonowała w taki sposób, jak ona chce, lecz aby zaufała, iż Bóg zna pragnienie jej serca. Brak emocjonalnych czy intelektualnych doznań, jakich pragniemy, może się nam wydawać porażką albo słabością. Ego woła: " Coś jest nie w porządku!". Modlitwa ma podtrzymywać naszą wiarę, podbudowywać wierność Ukochanemu, wspomagać rozwój więzi, lecz nie zawsze potrzebne są do tego dobre uczucia. Wiara trzyma nas blisko Boga. Miłość zachowuje pewność tej więzi. Pozostajemy wytrwali na modlitwie, niezależnie od tego, jak zmienia się wewnętrzny przypływ. Podkreśla to św. Paweł w Liście do Rzymian: Podobnie także Duch przychodzi z pomocą słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha [wie}, że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą (Rz 8,26-27).
Prawdziwa cześć dla drugiego i szacunek oparty na miłości wystarczająco silnej, by zaakceptować go w całej jego pełni, to podstawa wierności oraz wzrostu przyjaźni.
Podobnie uczenie się powierzania Bogu swego życia, wraz z istotą tego, kim i jacy jesteśmy, to warunek konieczny. Kiedy oddajemy się Bogu, On oddaje się nam. Wzajemna miłość rozpala i podtrzymuje tę bliską więź.