Fragment książki Joyce Rupp - "Modlitwa osobista" - wydanej przez Wydawnictwo WAM - 2009
CZUWANIE PRZY TAJEMNICY
Zaczynaj raz po raz,
od nowa, świadomie,
każdego dnia celowo
otwierać serca drzwi,
pragnąc zjednoczenia
z Boskim Towarzyszem,
gotowym z nami trwać.
Przestań się wić.
Zwolnij chwyt.
Zrzuć kajdany
samowolnych dróg.
Zaczynaj raz po raz,
od nowa, czuwając
z płomienną wiarą.
Nigdy nie rezygnuj z modlitwy!
Niezliczone ścieżki
wiodą do serca głębi,
gdzie Miłość Odwieczna
nas się spodziewa.
Czeka, ciągle czeka,
aż niespokojne serce
ku wnętrzu się zwróci,
a my poznamy
tu - a jednak daleko,
szepty wspomnienia,
smaki Wiecznego,
gdy woń Boskiego tchnienia,
przez kilka rozkosznych chwil
dotyka naszej duszy.
Joyce Rupp
Żyć Duchem Boga znaczy być słuchaczem. To czuwać przy tajemnicy nieziemskiej i nieruchomej. Człowiek sięga, by chwycić poruszenie Ducha, tak niezwykłe, jak wola wiatru.
Jessica Powers
Modlitwa sprawia, że nasze życie cały czas oddycha miłością. W dzisiejszym, szybko mknącym świecie łatwo ulec samozadowoleniu albo roztargnieniu, tracąc z oczu wartość naszego życia wewnętrznego i Tego, który utrzymuje nas w miłości. Nawet jeśli pozostajemy skupieni i wierni tej więzi, możemy popaść w rutynę i nawyki, które tłumią zapał modlitwy. Tak jak meble w domu, nasza postawa i praktyka modlitwy potrzebują od czasu do czasu dobrego odkurzenia. O ileż wyraźniejsze stają się szczegóły przedmiotu, gdy zostanie usunięty nagromadzony kurz? Podobnie jest z modlitwą.
Kiedy robimy przegląd modlitwy, zwracamy uwagę na to, czy nie utraciła ona swego blasku, czy przypadkiem nie pogorszyła się jej jakość. Wystawiając swoją codzienną, duchową praktykę na światło uczciwości, obserwujemy, czy wkładamy w nią całe serce i duszę. Staramy sie dostrzec ewentualne sposoby, by zacieśnić swoją więź z Bogiem. Odkrywamy też na nowo, że korzystne jest dla nas być słuchaczami tej głębokiej Tajemnicy Świętego, i spostrzegamy, jak dojrzewamy w miłości dzięki obecności w nas Ducha Świętego.
Pewnego wieczoru, w czasie swego wystąpienia, teolog i twórczy gawędziarz John Shea mówił:
Zastanawiam się, czy nasze modlitwy i wydarzenia liturgiczne są naprawdę okresami zmienionej świadomości... Czy są czasem, w którym już się nie wysilamy, a nasze obrzędy, liturgia, formy modlitwy naprawdę pozwalają nam wejść głebiej w samych siebie i odpocząć przez chwilę, aby ponownie podjąć walką życia. Czy też może liturgia i formy modlitwy stają się tylko kolejną metodą, gdzie świadomość jet wymuszona, wyrwana poza nas samych, wyalienowana?... Czy jest to naprawdę czas, kiedy wchodzimy do samej głębi nas - tam, gdzie ludzki duch otwiera się na Boskiego Ducha?
W rozdziale tym (kilku kolejnych fragmentach) zapraszamy, by przyłączyć się do "małego odkurzania" przez przypomnienie sobie niektórych pomocy i składników modlitwy. Naszym celem jest, by nasza modlitwa stała się - jak sugeruje J. Shea - czasem wchodzenia do naszego wnętrza, gdzie, ujmując poetyckimi słowami Jessici Powers, "czuwamy przy Tajemnicy".
Zamiar
Bardzo istotny jest świadomy zamiar modlenia się, jeżeli mamy wejść do tego wewnętrznego miejsca jedności i pokoju, do którego zaprasza nas Bóg. Zamiar oznacza, że właśnie tutaj, dokładnie teraz, zanim zaczniemy modlitwę, świadomie stawiamy sobie za cel być w bliskości z Bogiem. Zamiar pociąga za sobą świadomy wybór pamiętania o tej ukochanej obecności. Celowo przesuwamy naszą świadomość ku wnętrzu, nawet jeśli błąkający się umysł i zobojętniałe serce to utrudniają.
Tak jak w wielu innych sprawach związanych ze wzrostem w modlitwie, wartości ustalania zamiaru nauczyłam się dopiero, kiedy przeżyłam doświadczenie, które nauczyło mnie pokory. To zrozumienie nastąpiło po całym tygodniu codziennej półgodzinnej medytacji. Pod koniec tego tygodnia, ku memu zasmuceniu, zdałam sobie sprawę, że ani razu nie byłam gotowa do wejścia w bliską więź z Bogiem. A przecież "modliłam się" każdego dnia. Wykonywałam przewidziane ruchy, ustalone zachowania. Byłam obecna fizycznie, lecz mój umysł i serce nie zostały duchowo powiązane ze Świętym. Moja modlitwa przypominała sytuację, kiedy mieszka się z kimś przez cały tydzień, ale wcale nie podejmuje się wysiłku, by stać się swiadom obecności tej drugiej osoby.
Od tamtej pory pierwsze co robię, kiedy zaczyman modlitwę, to uświadamiam sobie, że zamieszkuje we mnie Święty. Rozpoznanie nie trwa długo, nie więcej niż przywitanie starego, drogiego przyjaciela. Wystarczy proste przypomnienie:
"Witam, wiem, że nie jestem sam. Wierzę, że jesteś ze mną. Chcę teraz zjednoczyć się z Tobą. Pragnę dać Ci siebie z miłością".